Koniec wakacji...
Kończą się moje wakacje, niestety. Od poniedziałku - WITAJ PRACO! Dziesięć miesięcy "leniuchowania"(cha, cha,cha) minęło jak z bicza strzelił. Choć serce z bólu pęka, trzeba zostawić małego Szkraba pod opieką (na szczęście)Babci i przestawić się na inny tryb życia. Włosy mi się trochę jeżą na myśl, jak zorganizować te nieszczęsne poranki, o której wstać, żeby:ogarnąć siebie, nakarmić Najmłodszą, skłonić Starsze do wstania, wysłuchać ich skarg i wniosków, odwieźć do szkoły i przedszkola i jeszcze nie spóźnić się do pracy. Na Męża nie mogę za bardzo liczyć, bo wcześniej wychodzi do pracy. Oj, idą ciężkie czasy...Myślałam, że powklejam jeszcze zdjęcia z naszych niedoróbek budowlanych, bo na razie pochwaliłam się Wam tym co ładniejsze w naszym domku starannie unikając co niektórych obiektów. Kominek na przykład wciąż mamy kosmiczny ze srebrnym kadłubem i takimiż eleganckimi rurami - ale co tam, ważne, że daje cudowne ciepło! Albo podciągi ozdobione wątpliwej urody gruntem czekające na artystyczne tynkowanie autorstwa mojego zdolnego Mężusia. Ale za to jak będą cieszyć nasze oczy kiedy już zostaną obrobione! O braku żyrandoli to już nawet nie warto wspominać, to taki drobiazg przecież.
A może wbrew obawom znajdę teraz więcej czasu, żeby odwiedzać bloga, w końcu cuda się zdarzają. Pozdrawiam wszystkich